Dziś sąsiadka mnie spotkała
i od drzwi lamentowała,
że jej uciekł gdzieś na boczek
jej pupilek myszoskoczek.
Obiecałam, że jak chwycę,
wezmę w grubą rękawicę,
bo ja się gryzonia brzydzę,
jego ząbków nienawidzę.
Przyszłam z pracy - oniemiałam!
...na balkonie swym ujrzałam
jakieś resztki kręgosłupka,
rudej sierści mała kupka.
Gdy mnie koty zobaczyły,
gdzieś w kąciku się skuliły,
miały wizje w swoich oczkach
i rudego myszoskoczka...
Do nich przyszedł sam obiadek,
więc go zjadły przez przypadek.
Najpierw z nim się pobawiły
i już go nie wypuściły!
Biorę miotłę i szufelkę,
nie chcę widzieć właścicielkę,
z jej balkonem sąsiaduję,
ja ją lubię i szanuję.
Na szufelkę wszystko zmiotłam,
myszoskoczka wzięła miotła.
Ślady po nim posprzątałam
i siedziałam i myślałam...
Nic już po nim nie zostało,
koty zjadły jego ciało.
Co ja biedna teraz zrobię?
tajemnicę trzymam w sobie...
Nie chcę również się wygłupić,
czy powiedzieć, czy odkupić?
I układam w swojej głowie
- dziś sąsiadce wszystko powiem!
Moje koty, czy wy wiecie,
że jesteście znów na diecie?
Dziś od mięska odpoczniecie,
dzisiaj mleczko dostaniecie!!!
dn.09.09.2011r.
autor - Jadwiga Urszula Szczęśniak
(obrazki z internetu)
Hej. Ulcia. I jak to się skończyło?
OdpowiedzUsuńSąsiadka dostała nowego myszoskoczka ;-)
OdpowiedzUsuń